środa, 8 października 2014

Fasola


Dziś coś o pokarmie bogów... fasoli. To będzie takie słowo wstępne do kilku przepisów, które chcę tu zamieścić jutro (na słodko - słoną pastę, pasztet i kotleciki).
Często kiedy kupujemy fasolę nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak czasochłonne jest jej uzyskanie w końcowej formie: trzeba ją wyhodować, zebrać, wysuszyć i wyłuskać...a łuskanie to cała zabawa.
Poniżej kilka fotek. 
To półprodukt, półprzesuszona wiecha .... po zebraniu suszyła się na drzewie 2 tygodnie (a to mało).
 
 
 
Ziarno z tak krótko suszonych strąków jest jeszcze wilgotne i trzeba je szybko wykorzystać.
 
 
Za to stosunkowo szybko się gotuje i nabiera mało wody. Na ogół gotuję większą ilość, na świeżo wykorzystuję trochę do pasty, a reszta ląduje w zamrażarce i będzie z niej pasztet, albo kotlety.
 
 

 
 Poniżej zdjęcie pokazujące ile trzeba strąków na średniej wielkości miskę fasoli. Łuskanie trwało ponad 2 godziny...
 

.... chociaż miałam pomocnika.






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz